Pielgrzymki Menu : Wyprawa do Kalisza

11.08 - 13.08.2006 r.

Kronika

 

Skład osobowy:

I samochód: skoda octavia

1. Klessa Edwin - kierowca

2. Kowalska Krystyna - pilot

3. Szczudło Albina

II samochód:

1. Mumot Elżbieta,

2. s. Konopka Irena FRM,

3. Łopato Walentyna,

4. Szilke Lucyna,

5. Żydowicz Elżbieta - przesiadła do samochodu pierwszego

III samochód: uno

1. Żmudziński Marian - kierowca

2. Brzozowska Janina

3. Gołaś Genowefa

4. Grzywacz Małgorzata

 

 

 11.08.2006 r. - piątek

Trzcianka - Kalisz


         Zaplanowano wyjazd z Trzcianki o godzinie 16.00, a tu ulewa o jakiej marzyło się w niedawnej suszy. Mimo tego zbiórka sprawna i o 16.35 dwa samochody są w Kuźnicy (Edwin Klessa z Albiną Szczudło i Krystyną Kowalską pojechali wcześniej). W jednym samochodzie Elżbieta Mumot i pilot siostra zakonna Irena Konopka FRM, z tyłu Lucyna Szilke, Walentyna Łopato i dosiadła Elżbieta Żydowicz. Drugi, prowadzony przez Mariana pilotuje Jadwiga Witkowska, z tyłu jej siostrzenica Małgorzata Grzywacz, Janina Brzozowska i Genowefa Gołaś.
         Deszcz pada aż do Ryczywołu, w ferworze wyjazdu Ela i Marian nie wymieniają numerów telefonu, są więc bez kontaktu. Za pośrednictwem Edwina ustalają postój na stacji. Zatrzymujemy się w Wągrowcu, jest przyjemna kawiarenka, więc picie kawy i herbaty zajmuje nam 35 minut.
         Jedziemy przez Gniezno, Wrześnię, Konin (lekka nawrotka, bo czy kierunkowskaz na Ostrów Wielkopolski zaprowadzi nas do Kalisza, jednak tak).
         Dojeżdżamy do Kalisza. Edwin podaje nam adres ul. Kościuszki 24, róg ul. Wojska Polskiego. Jest mapa miasta, siostra Irena pilotuje, wydaje się, że wszystko pójdzie gładko, niestety błądzimy. Zapada zmrok, Marian został, Ela wraca, okazuje się, że samochód Mariana ma awarię i trzeba wziąć go na hol. Jest linka i jest hak (tylko do przyczepki) i zaczep linki nie pasuje. Nasz pilot przywiązuje zaczep sznurkiem (któż by się spodziewał takich zdolności po osobie w habicie), pyta o drogę i ruszamy. Sznurek pęka, ale związany ponownie trzyma. Edwin telefonicznie prowadzi nas, jest Mac Donald's, na lewo świeci się krzyż i wjeżdżamy w bramę, jest 2.125.
         Wita nas ksiądz Jan Ludwiczak, Dyrektor Biblioteki Seminaryjnej i pani Jolanta Szymańska, współpracownica księdza Jana.
         Kompleks budynków, jest to Centrum Księdza Orione, wchodzimy do wejścia z tablicą: Dom studenta im. św. Alojzego Orione Zgromadzenie Sióstr Małych Misjonarek Miłosierdzia Siostry Orionistki. W recepcji otrzymujemy klucze do pokoi (dwuosobowe z łazienką - komfort) i zaproszenie na kolację. Kuchnia niewielka, połowa nas mieści się przy stole, ale to żadna niedogodność. Sałatka z tuńczykiem i pomidory z bazylią, jajka faszerowane i sery pleśniowe - pycha (produkcja Joli z pomocą księdza Jana). Jemy aż uszy się trzęsą, jest bardzo przyjemnie, ale jutro trzeba wcześnie wstać. Rozchodzimy się więc do pokoi.

 

12.08.2006 r. - sobota

Kalisz - Tursko - Kalisz

Kalisz:

Tursko:

Gołuchów:

 

Śniadanie rozpoczyna się już parę minut po 6-tej, kiedy pierwsi zjedli ustępują miejsca następnym, wjeżdża nasz żółty ser, robimy jakieś małe kanapki, jeszcze kawa i o 7.35 pod przewodnictwem księdza Jana i Joli ruszamy w miasto.
         Wysiadamy przy kościele św. Gotarda na ul. Częstochowskiej. Tu mamy się spotkać z bratem księdza Jana Marcinem Ludwiczakiem, który będzie nas oprowadzał. Przyjeżdża dwóch panów i tu niespodzianka, jest z nami zawodowy przewodnik pan Adam Gostyński.
         Kościół św. Gotarda, z wysokimi schodami i tarasem obwiedzionym kamienną balustradą, jest miejscem, w którym biskup żegna i wita pielgrzymów do Częstochowy. 160-kilometrowa trasa jest pokonywana pieszo tam i z powrotem, a nazwana jest "od Józefa do Maryi i od Maryi do Józefa".
         Kalisz nad Prosną - najstarsze miasto w Polsce. Już Ptolomeusz w 142 r. n.e. Pisze o mieście Calisia na szlaku jantarowym. Podjeżdżamy do najstarszego miejsca w mieście, Rezerwatu architektonicznego, który został utworzony po II wojnie światowej przez Krzysztofa Dąbrowskiego (brama zamknięta). Obok stoi modrzewiowy, kryty gontem kościół pw. św. Wojciecha (legenda głosi, że św. Wojciech był w Kaliszu). Pierwszy kościół powstał w 1213 roku, obecny jest z końca XVIII wieku, otwierany jest olbrzymich rozmiarów kluczem. W ścianie jest otwór po kuli wystrzelonej przez carskiego kozaka, tłumiącego manifestację wolnościową mieszkańców 1905 roku. Jest drugie wejście od wewnątrz zaryglowane drewnianą zworą, obok chrzcielnica zrobiona z jednego bloku kamiennego. W ołtarzu obraz Matki Boskiej Śnieżnej, stalle, na chórze atrapa piszczałek organowych. Kościół malutki, ubrany bukietami z białych goździków i pomarańczowych mieczyków (będzie ślub).
         Na zewnątrz kościoła obwiedziony parkanem z desek i szpalerem klonów, a każdy nazwany, między innymi Jagiełło, Łokietek, Prymas Wyszyński. Nieopodal stoi drewniana dzwonnica. Kiedy wychodzimy, zainteresowała się nami pani z domu naprzeciwko, widać jak mieszkańcy pilnują swojego zabytku.
         Przejeżdżamy w poprzek ulicy prowadzącej w kierunku Łodzi, tutaj przechodził Szlak Bursztynowy, upamiętnia to tablica i olbrzymi bursztyn nad nią. Mijamy cmentarz żołnierzy radzieckich z II wojny światowej.
         Podchodzimy pod gmach teatru. Przepiękny biały budynek stojący bokiem do kanału, główny portal zaokrąglony (rzadkość w architekturze), z prześwitami w zwieńczeniu kolumn. Pierwsze przedstawienie wystawili Jezuici w 1596 roku. W 1801 roku Wojciech Bogusławski wybudował teatr na 1000 miejsc, w 1835 roku był w tym teatrze car Mikołaj I, w 1914 roku budynek spłonął, odbudowany w 1925 roku na 1.300 miejsc. Od 1976 roku odbywają się tu ogólnopolskie festiwale teatralne, przez wiele lat pracowała tu Izabela Cywińska.
         Za teatrem, na obszarze 27 ha, rozciąga się najstarszy w Polsce, powstały w 1798 roku park miejski z zabytkowymi drzewami. Kiedy Józef Piłsudski był internowany w Magdeburgu, jego legioniści byli internowani w Kaliszu i tu wymyślili grę w piłkę ręczną - szczypiorniak.
         Miasto Kalisz ma 110 tys. mieszkańców i aż 40 mostów, tutaj do Prosny wpadają trzy rzeczki i jest mnóstwo kanałów. Gdzieś z góry słychać melodię pieśni "Oto jest dzień", jest to hejnał (co godzinę inna melodia) z kościoła pod wezwaniem św. św. Stanisławów. Jest to kościół Jezuitów. W 1794 roku przekazany ewangelikom, po I wojnie światowej ponownie katolicki.
         Przechodzimy koło tablicy upamiętniającej miejsce rozstrzelania księdza kanonika Romana Pawłowskiego 18.10.1939 roku. Do II wojny światowej w Kaliszu mieszkało 40% Żydów, wszystkich wywieziono do obozów. Tora z synagogi kaliskiej w 1940 roku została schowana, a po wojnie przekazana do Izraela.
         W 1230 roku powstał nowy gród, murowany budowany przez Kazimierza Wielkiego, jego obszar to obecny Główny Rynek. Został całkowicie zniszczony w 1914 roku, a dokonał tego major wojsk pruskich Herman Pronske, kiedy to przez dwa tygodnie, nie wiadomo, po co, ostrzeliwał miasto. Zginęło wtedy 70 tys. mieszkańców, a Kalisz liczył ich wówczas 78 tys.
          Rynek Główny - otoczony w kwadrat kamieniczkami (pięknie odnowione na przyjazd Ojca Świętego w 1997 roku), a na środku czworokątny ratusz wybudowany w 1925 roku. Dzięki naszemu przewodnikowi panu Adamowi, wchodzimy do środka (wolna sobota), zwracamy uwagę na niespotykane nigdzie w tego typu budynkach patio (dziedziniec wewnątrz budynku). Stoi tam wśród kwiatów posąg bogini Flory, stara rzeźba, a w narożniku, widoczne tylko w maju, rosną tulipany Calisia, otrzymane od zaprzyjaźnionego holenderskiego miasta.
          Wchodzimy do Sali Recepcyjnej (normalnie nie do zwiedzenia), była kiedyś salą balową z drewnianymi kasetonami na suficie, balkonami dla orkiestry i pięknymi żyrandolami. Obecnie jest miejscem posiedzeń Rady Miasta i Prezydenta. 234 stopnie prowadzą na szczyt wieży ratuszowej, dla złapania oddechu są podzielone na 4 piętra, na każdym ekspozycje z historią miasta począwszy od mapy Ptolomeusza z zaznaczoną Calisią (otrzymana z Muzeum Watykańskiego). Zegar ratuszowy z mechanizmem wyprodukowanym w 1834 roku w Szwajcarii, cztery tarcze o średnicy 3 m, znajduje się 46 m nad ulicą.
          Nad zegarem taras widokowy z przepiękną panoramą miasta. W najbliższej odległości czerwone dachy wyznaczają granice średniowiecznej starówki, dalej nietypowy okrągły budynek szpitala, na intensywnie zielonym tle czerwoną plamą odznaczają się budynki Wyższego Seminarium Duchownego, a na całości panoramy nieregularnie wyskakują iglice świątyń. A jako że pogoda jest piękna, słoneczna, to i widoki z czterech okien (kierunek Poznań, Toruń, Kraków, Wrocław) - wspaniałe. Ślimakowatymi kamiennymi schodami wydostajemy się z wieży i Ratusza i jeszcze rzut oka na Rynek Główny, gdzie na jednej z kamienic umieszczone są cztery medaliony z podobiznami najsłynniejszych Kaliszan, a są to Adam Asnyk, Maria Konopnicka, Stefan Scholc-Rogoziński i Maria Dąbrowska. Nieopodal Ratusza jest podest, na którym stał, zarejestrowany w Księdze Ginesa, największy w świecie lód (do lizania), ważący 8.780 kg, sam patyk to 50 kg.
          Podchodzimy do katedry pod wezwaniem św. Mikołaja. Świątynia wzniesiona w 1253 roku przez Władysława Pobożnego księcia Kaliskiego. Zachował się gotycki portal i średniowieczne cegły tzw. licówka i wozówka. W rogu dziedzińca stoi dzwon, który nie został zawieszony, bo jego dwaj poprzednicy z 1712 i 1875 roku zamilkli. Dalej po lewej stronie najstarszy budynek z 1448 roku będący domem mieszkalnym, kiedyś prowadziło z niego kryte przejście górą do katedry (widoczny ślad zamurowania na ścianie). Z tyłu pomnik Katyński z początku lat 90-tych i ściana pamięci.
          Wewnątrz ołtarz św. Mikołaja i obraz "Zdjęcie z krzyża" z 1712 roku namalowany w szkole Rubensa, a być może przez samego Rubensa. W 1706 roku katedrę strawił pożar, odbudowano w 1712 roku w stylu renesansowym, w prezbiterium sceny z życia św. Jolanty. Przepiękne witraże, a jako że powstawały w okresie porozbiorowym, polskość tego miejsca artyści kamuflowali w szczegółach i tak: postać św. Franciszka z Asyżu i polskie kwiaty malwy, św. Kazimierz Jagiellończyk i Wilno, św. Kinga i orzeł w koronie. Kaplica Polska - polichromia wykonana przez Włodzimierza Tetmajera przedstawia Piasta Kołodzieja i jemu współczesnych jako początek państwa polskiego, z drugiej strony kobieta na łożu śmierci w otoczeniu postaci w strojach ze schyłku XVIII wieku - to umierająca po rozbiorach Polska. W witrażach Matka Boska Częstochowska i Ostrobramska.
          W katedrze tej był ochrzczony, urodzony w Kaliszu Adam Asnyk, ślubowali tu Maria Konopnicka i Ludwik Solski.
          Przechodzimy koło budynku I Liceum Ogólnokształcącego, dawniej było tu Gimnazjum Realne, do którego uczęszczał Adam Asnyk, prezydent Wojciechowski, a w czasach nam współczesnych Jerzy Kryszak, że nie wspomnieć naszej przewodniczki Joli.
          Wchodzimy na plac św. Józefa Stoi tam, chyba jeden z najpiękniejszych pomnik Jana Pawła II z 1999 roku. Przedstać Ojca Świętego pochylonego nad stojącą małą dziewczynką, a na cokole fragmenty homilii z 4 czerwca 1997 roku o aborcji. Z tyłu pomnika w kamienicy na pierwszym piętrze są trze okna, przez nie Maria Dąbrowska widziała bombardowanie i pożar Kalisza, co później opisała w "Nocach i dniach".
          Przed nami wysmukła, biała, piękna budowla - to Sanktuarium św. Józefa. Początkiem swym sięga 1158 roku, kiedy to książę Mieszko III Stary funduje kolegiatę, a istniejące dziś prezbiterium i zakrystia to pozostałość po kościele ufundowanym przez biskupa Jarosława Bogorię Skotnickiego w 1353 roku. W lewej nawie wisi kopia obrazu Świętej Rodziny ufundowanego przez mieszkańca wsi Szulec nazwiskiem Stobienia jako wotum dziękczynne św. Józefowi za uzdrowienie. Obraz bez sukienek, więc widoczny cały. Oryginał zasłonięty srebrnymi sukienkami ofiarowanymi w 1758 roku przez wojewodę Trockiego księcia Jędrzeja Ogińskiego. Umieszczony w specjalnie wybudowanej kaplicy w prawej nawie świątyni, jest to kaplica Wieczystej Adoracji. W 1783 roku Papież Pius VI koronował kopię obrazu, natomiast koronacji Cudownego Obrazu dokonuje w Kaliszu sufragan gnieźnieński biskup Michał Kościusza Kosmowski dopiero 13 lat później po odbudowie zawalonej kolegiaty. Po kradzieży sukienek i koron w 1983 roku zainstalowano mechanizm, gdzie przy dotknięciu obrazu, obsuwa się on i znika w podziemiu.
          Pod kaplicą św. Józefa znajduje się ufundowane w 1970 roku przez księży byłych więźniów Dachau, Kaplica Męczeństwa i Wdzięczności. Jest to wotum za cudowne ocalenie za wstawiennictwem św. Józefa w 1945 roku. Co roku 19 marca przyjeżdżają tu księża, byli więźniowie obozów, a jest ich coraz mniej. Pierwsze pomieszczenie ma wymiary celi więziennej. Na szklanej tablicy alfabetycznie wypisano 1.800 nazwisk w tym nasz biskup senior Ignacy Jeż. Jest tu jedyne nazwisko osoby świeckiej, kościelnego Alfonsa Lelochy, który zamienił się z księdzem sułtanną i trafił do obozu. W gablotach umieszczone są pamiątki obozowe m. in. pasiak, dokumenty, różaniec z chleba z pewnością odjętego sobie od ust. Niżej właściwa kaplica z ołtarzem na koronie cerkiewnej, po lewej stronie nazwy obozów na konstrukcji krzyża z cerkwi, po prawej ławki jak rzędem ustawione trumny.
Jesteśmy znowu na ulicach w pięknej słonecznej pogodzie, idziemy przez Planty. Do II wojny światowej przepływał tędy kanał, ale Niemcy zasypali go, o zgrozo!... książkami. W latach 40-tych XX w. Niemcy zasypali Kanał Babinka tysiącami książek z polskich i żydowskich bibliotek. Mówi o tym napis na pomniku: Tu w zasypanym korycie rzeki Prosny hitlerowcy zniszczyli dziesiątki tysięcy książek ze zbiorów kaliskich bibliotek publicznych. Monument odsłonięto 11 maja 1978.
          Wchodzimy na dziedziniec Sanktuarium Serca Jezusa Miłosiernego i klasztor oo Jezuitów. Po lewej stronie pomnik Pomordowanym na Wschodzie oraz członkom AK. Po sanktuarium oprowadza nas ojciec Aleksander Jacyniak, a opowiada wprost fantastycznie.
          Prezbiterium bardzo duże, a to z tej przyczyny, że wówczas byli tu Bernardyni i potrzeba było miejsca dla chórów. Bernardyni prowadzili również olbrzymią bibliotekę, która po powstaniu styczniowym została zlikwidowana. Ślady po niej współcześnie znaleziono w St. Petersburgu. Prezbiterium pw. Nawiedzenia NMP zostało zniszczone pożarem jako represja za stan wojenny. Marmuryzacja ścian sprzed 250 lat została odtworzona z maleńkich fragmentów. To co pozostało z tynków przytwierdzono wtryskiwanym specjalnym klejem i drucikami dentystycznymi.
          Kościół jest jednonawowy lecz posiada inną oś środkową niż prezbiterium - w ten sposób budowano gotyckie świątynie, prezbiterium odchylone jest na prawo tak jak skłon głowy Chrystusa na krzyżu. Całość stanowi 7 ołtarzy jako szczęśliwa cyfra 3, a wszystkie malowidła dają sumę 30. Wszędzie symbolika m. in. Trzech brodatych aniołów trzyma symbole wiary, nadziei i miłości, zakonnicy - wyrzeczenie się ciała, świata i złego ducha. W kościele jest obraz Jezusa Miłosiernego poświęcony 5 października 1954 roku równo 16 lat po śmierci św. Siostry Faustyny. Na ścianie wisi kopia Całunu Turyńskiego.
          Wracamy do Sanktuarium św. Józefa, gdzie w kaplicy o 12.00 uczestniczymy we Mszy św., którą sprawuje ksiądz Jan z drugim księdzem i Dziekanem Seminarium. Posługuje kościelny, starszy pan w liberii koloru bordo.
          Po Mszy św. dołączają do nas rodzice Joli. Wchodzimy jeszcze do sklepu z pamiątkami i dewocjonaliami. Woła nas ksiądz Jan na powrót do kolegiaty i tu niespodzianka. Na środku nawy głównej jest otwarte wejście do podziemia, schodzimy po stopniach w zupełnych ciemnościach (przepaliła się żarówka w lampie). Przy świetle latarki widzimy trzy trumny, spoczywają tu biskupi, w środkowej pokrytej materiałem prymas z XVI wieku Stanisław Kornkowski. Po wyjściu na zewnątrz druga niespodzianka - kustosz Sanktuarium ksiądz prałat Jacek Plota wręcza Edwinowi książki dla Biblioteki Parafialnej.
          Cerkiew pod wezwaniem Piotra i Pawła. Za wcześniejszym zaanonsowaniem się otwiera nam sam ojciec duchowny (za nazwanie go popem obraził się), podjechał samochodem gdyż mieszka w innej części miasta. Wewnątrz cerkwi bardzo mało miejsca do siedzenia, pustawo, tylko ściany obwieszone ikonami. Na środku jakby ołtarzyk z leżącą ikoną, która zmienia się w zależności jakie święto lub dzień patrona przypada. Ikonostas oddziela prezbiterium, przez Carskie Wrota, oprócz osoby duchownej mogą przejść tylko mężczyźni, samym brzegiem i tylko w czasie nabożeństwa, kobietom wstęp wzbroniony. Parafia prawosławna liczy 30 wiernych. Z rozwiniętej dyskusji wynikło, że ten ojciec duchowny jest antypapieski, antykatolicki i antypolski, jego motywacje nas nie przekonały.
          Mijamy kościół Garnizonowy pw. św. św. Wojciecha i Stanisława, jako wojskowy ma najlepsze ogrzewanie ze wszystkich kościołów, są tu najlepsze organy.
          Obok stoją budynki kościelne, gdzie przez dłuższy okres czasu przebywał ksiądz Wujek, tutaj powstało tłumaczenie większej części Biblii.
          Idąc ulicą Kilińskiego, pod nr. 4 widoczna jest tablica informująca, że w tym budynku mieszkała Maria Konopnicka.
          Jest godzina 14.00, wchodzimy do baru Delicje, mimo kanapek każdy jest głodny, kupujemy potrawy według swojego gustu (zupa jarzynowa jest kwaśna bo wczorajsza więc oddajemy). Jeszcze kawa, bo i pora ku temu.
          Samochody stoją za pomnikiem Jana Pawła II więc jeszcze zdjęcie na stopniach, rodzice Joli zostają, my jedziemy do Turska.
          Tursko, wieś koło Gołuchowa, piękny barokowy kościół pw. Św. Andrzeja Apostoła. Wewnątrz wiszą girlandy 200 metrowej długości, pozostałość po odpuście na Zielone Świątki, który tutaj trawa trzy dni. Ksiądz proboszcz opowiada nam historię kościoła. W ołtarzu głównym wisi cudowny obraz , a na nim wizerunek Matki Bożej Łaskawej. św. Michała Archanioła oraz św. Barbary i Katarzyny. Obraz ten, malowany papier na desce, w 1764 roku wystawiony na dwór do wysuszenia we wsi Lenartowice, uniósł się i popłynął ponad lasami, opadł w Tursku na piaskach gdzie teraz jest Ogrójec, cokół z kamiennymi figurkami. Kościół konsekrowany w 1802 roku obraz koronował 1 września 1968 roku prymas Wyszyński.
          Przy balaskach po prawej stronie umieszczona jest skarbonka, a obok maleńka dzwonnica z lalką ministrantem trzymającym sznur od dzwonka, kiedy wrzuci się monetę ministrant długo i bardzo głośno dzwoni, bardzo to ładne, dla samego dzwonienia rzuca się monety jeszcze raz.
          Na dziedzińcu stoi kamienny krzyż misyjny z 1867 roku.
          Ksiądz proboszcz zaprasza nas na plebanię, jedziemy samochodami około 500 metrów (bardzo rzadko się zdarza aby plebania była tak daleko od kościoła). Parterowy duży budynek cały otoczony drzewami, stąd w pomieszczeniach chłód i lekki mrok. Pijemy wodę, korzystamy z łazienki.
          Wracamy znów pod kościół, bo obok, w pomieszczeniach parafialnych, są złożone dublety książek z Biblioteki Seminaryjnej księdza Jana (w Seminarium nie ma miejsca, a tutaj ksiądz proboszcz użyczył pomieszczeń). W dwóch pokojach same stoły, a na nich kartony z książkami. Ksiądz Jan oddaje dublety dla Biblioteki Parafialnej, więc Edwin wybiera te których nie ma i Krysia pakuje do kartonów. Miały być na bieżąco spisywane, ale zajęłoby to bardzo dużo czasu, dlatego będą spisane w Trzciance i lista odesłana do księdza Jana.
          Reszta naszego towarzystwa będąca na zewnątrz, umila sobie czas jak może między innymi podpowiadając dzieciom jak mają trzymać sznurek w bramie przed wychodzącą od ślubu młodą parą i gośćmi.
          O godzinie 18.00 jesteśmy już w drodze do Kalisza. W pewnym momencie skręcamy w prawo i leśnym duktem dojeżdżamy do Czarciego Kamienia. W niewielkim wgłębieniu leży olbrzymi głaz narzutowy, prawdopodobnie największy w Wielkopolsce (nasza 15-tka nie zdołałaby go objąć). Są ślady obłupania, ktoś próbował go rozbić. Istnieją dwie wersje legendy - czart, zdjęty złością na Kaliszan niósł ten kamień by zrzucić na miasto i zatracić ludzi. Jednak nim doniósł zadzwoniły dzwony na Anioł Pański i czart pozbawiony siły upuścił głaz w tym miejscu. Druga wersja mówi o kogucie, który zapiał świtaniem i tym pozbawił mocy  czarta. Wg innej wersji, która nadaje temu głazowi nazwę "Kamień św. Jadwigi", leżą pod nim śpiący rycerze Królowe, którzy obudzą się, gdy wiara zostanie zagrożonaj. Głaz znajduje się 3 km od Gołuchowa. Ma 22 m obwodu i 3,5 m wysokości.
          Podjeżdżamy, pod widziane wcześniej z wieży ratuszowej, Wyższe Seminarium Duchowne Diecezji Kaliskiej. Erygowane 10 czerwca 1993 roku, a patronem został św. Józef, którego postać stoi na placu. Budynki tworzą literę H, z jednej strony trwa jeszcze budowa. Całość ogrodzona parkanem, z tyłu płynie Prosna i między rzeką a parkanem, na łączce było lądowisko dla helikopterów, kiedy to 4 czerwca 1997 roku przybył tu Ojciec Święty, aby poświęcić Seminarium. Niesławną pamięcią popisał się Marek Siwiec, kiedyś mieszkaniec Kalisza, gdy na tym lądowisku parodiował papieża. Gdy z helikoptera wysiadał prezydent Kwaśniewski, Marek Siwuec udając papieża ukląkł i pocałował ziemię. Przed wejściem rosną dwa dęby upamiętniające pobyt Ojca Świętego.
           Ksiądz Jan prowadzi nas do swojej biblioteki mieszczącej się na parterze budynku. Biuro - miejsce pracy księdza Dyrektora, Joli i siostry zakonnej Agaty zgromadzenia sióstr Służebniczki Wielkopolskie, z biurkami i komputerami. Tutaj studenci (nie tylko seminarium ale również innych wyższych uczelni) przychodzą z rewersami - karteczką z tytułem i numerem książki oraz nazwiskiem wypożyczającego. Pracownik wchodzi do następnego pomieszczenia, magazynu zastawionego regałami pełnymi książek, wyjmuje potrzebną książkę i w jej miejsce zostawia rewers. Jest to doskonała kontrola gdzie znajduje się dana książka. Następne pomieszczenie to czytelnia i tutaj dostęp do książek mają dorośli mieszkańcy miasta. Książki z czytelni nie mogą być wynoszone na zewnątrz. Z okien czytelni widać dziedziniec i nowe skrzydło budynku.
          Wchodzimy na piętro, gdzie w poprzeczce litery H znajduje się kaplica, bardzo duża, z kolumnami. Tutaj 4 czerwca 1997 roku Ojciec Święty poświęcił Seminarium. Jest tu dzwon Jan Paweł II, stacje Drogi Krzyżowej, organy i klęcznik, na którym klęczał Ojciec Święty. Następnie zwiedzamy Refektarz, duża sala zastawiona długimi stołami. Tu również odbywają się diecezjalne spotkania m.in. opłatek, jajko. W tej chwili jest 110 seminarzystów, czy wszyscy przybędą jesienią?
          Nad kaplicą znajduje się aula na 300 miejsc, na frontowej ścianie napis DEO ET SOCIETATI (Bóg i społeczeństwo). Wchodzimy do sali konferencyjnej - tu przy stole zapadają diecezjalne decyzje.
          W tym momencie ks. Jan informuje, że siostra Agata ma dla nas niespodziankę, o której on sam nie wie. Siostra, z zagadkowym uśmiechem prowadzi nas korytarzem i otwiera drzwi do Apartamentów Papieskich. To tutaj przez kilka godzin przebywał i odpoczywał Ojciec Święty (miał nawet nocować ale plany zmieniły się). Od tamtej pory nikt ze świeckich nie przestępował tych progów, nas spotkał ten zaszczyt. W pierwszym pokoju biurko z krzesłem, obok salon w kolorze pomarańczowym tj. stylowa sala, krzesła, okrągły stół, tutaj Ojciec Święty przyjmował delegacje. Z korytarza wejście do sypialni, białej - łóżko, krucyfiks, klęcznik z herbem papieskim, fotel. Wyjątkowo Edwin uzyskał zezwolenie  na zrobienie zdjęcia klęcznika (ten klęcznik widziało dużo osób, kiedy w każdy dzień papieski klęcznik jest znoszony do kaplicy). Obok łazienka, również biała.
          Na korytarzach seminaryjnych rozwieszone są obrazy kościołów, malowane różną techniką, dużo kwiatów w donicach, białe firanki - bardzo ładne. Na I piętrze ks. Jan pokazuje nam salę wykładową, gdzie we wrześniu 1997 roku zapoczątkował Bibliotekę. Wyjeżdżamy z pod Seminarium o 20.10, po drodze w TESCO kupujemy kiełbasę, ks. Jan zapowiedział, że będzie grill (a miała być na kolację nasza nieodstępna zupa z paczki).
          Na tyłach akademika w okrąg ustawione drewniane stoły i ławki, pośrodku płonące ognisko. Gospodarzami są przybyli dzisiaj autokarem Ślązacy z Gliwic, zapraszają nas do wspólnego biesiadowania, częstują napojem. Zajmujemy jeden stół, kiełbasy nabijamy na metalowe patyki i do ogniska. Kiedy głód jest już zaspokojony, zaczyna się śpiewanie, lecą popularne piosenki i śpiewki, ale zaskoczył wszystkich nasz stół, gdy Janka z Edwinem zaśpiewali:


"Nad kołchozem czarne chmury wiszą,
Za kołchozem wiszą Wania z Griszą.
Wania - kandydat do partii,
Grisza był członkiem KC".


          Punktualnie o 22.00 koniec imprezowania, wszyscy zabierają się do budynku. Z naszej grupy dwie Ele, Edwin i Marian, tradycyjnie już wyruszają na nocny spacer. Wiemy, że nocą cmentarze są zamknięte więc ruszamy w miasto Podczas naszych wyjazdów do tradycji już należy nocne odwiedzanie miejscowych cmentarzy. Jednak kiedy wracając lekko błądzimy, to i tak obchodzimy wokół cmentarza z 1807 roku.

 

13.08.2006 r. - niedziela

Kalisz - Gołuchów - Tursko - Rogalin - Trzcianka

Kalisz:

Gołuchów:

Rogalin:


          Wstający dzień wita nas deszczem. Jakaś szybka kawa czy herbata i o 6.40 wyjeżdżamy na Mszę św. na godz 7.00. Prowadzi nas Jola, która mieszka po drugiej stronie ulicy. Sanktuarium Miłosierdzia Bożego, kościół w kształcie jaja, zwieńczeniem są dwie wieże z krzyżami połączone w niby siodło. Kształt jaja w pionie symbolizuje to co jest najtwardsze - rzeczywiście skorupa betonowa na 20 cm grubości. Parafia enygowana w 1952 roku, zastępcza kaplica u sióstr zakonnych, długo trwa lokalizacja (wiadomo jakie to były czasy) i w 1972 r. rusza budowa. Projekt jest pracą Politechniki Łódzkiej.
          Kościół górny - wnętrze jaja. Na ścianie Jezus Miłosierny z mozaiki, na wysokości serca Matka Boska Ostrobramska. Po Jego prawej stronie w promieniu czerwonym głowy ludzi. Jest to kościół pielgrzymujący, który za pośrednictwem Maryi, przechodzi przez Jezusa do chwały i te same głowy już w aureolach są w promieniu niebieskim. Dwa witraże na całej wysokości, tak jak promienie, czerwone i niebieskie. Kościół dolny w kształcie koła część odcięta płytą z zakrystią, miejsc 200, wokół balkony z konfesjonałami. Dwa piętra w dół znajduje się aparatura nawiewowa,  wokół kościoła taras i salki katechetyczne.
          Wracamy na śniadanie, jest 8.30. Gotujemy na drogę jajka przywiezione z Trzcianki i robimy kanapki. Po śniadaniu kawa i ciasto w sali telewizyjnej, miła wspólna pogawędka.
          O 10.30 zabieramy bagaże i wyjeżdżamy do Gołuchowa.
          Rozpoczynamy zwiedzanie od Muzeum Leśnictwa w budynku dawnej oficyny. Trudno wymienić co widzieliśmy, to trzeba zobaczyć: przepiękne trofea wszystkich zwierząt leśnych - głowy, skóry, poroża, meble, sprzęty, ozdoby ze zrzutów rogów i korzeni drzew, cudowne wyroby z huby i kory drzew, a wszystko w stylowych wnętrzach - śliczne. W jednej gablocie jest egzemplarz "Pana Tadeusza" pisany ręcznie, zaświeciły na się oczy. Edwin prosi o pokazanie go, bo jako bibliotekarzy bardzo nas interesuje, niestety nie można.
          Wiedzieliśmy, że patronem myśliwych jest św. Huber,t ale nie wiedzieliśmy, że pszczelarzy to św. Ambroży, a leśników św. Gwalbert. Obok oficyny jest kawiarnia "Muzealna", piękne wnętrze i nigdzie dotąd nie spotykane wypchane ptaki w locie.
          Przypadkiem spotykamy naszego przemiłego przewodnika pana Adama, który wyjaśnia nam, że na wzgórku to kaplica nagrobna właścicielki Gołuchowa Izabeli Działyńskiej (była wnuczką Izabeli Czartoryskiej), która wraz z mężem Janem Działyńskim w drugiej połowie XIX wieku założyła ten park. Jest on największy w Polsce i chyba w Europie, ma obszar 160 hektarów.
          Zrobiła się ładna pogoda, więc idziemy przez park do żubrów. Po drodze natrafiamy na mały dąbek i tablicę: "Dąb szypułkowy oznaczony numerem 283 wyhodowany został z żołędzi zebranych w 2003 roku z najstarszego w Polsce Dębu Chrobrego poświęconych 28 kwietnia 2004 roku podczas pielgrzymki pracowników Lasów Państwowych przez Ojca Świętego Jana Pawła II posadzony 25 kwietnia 2006 r."
          Spotykamy lipę Izabelę, pod którą do zdjęcia pozują wszystkie panie i siostra Irena, natomiast pod dębem Janem stają wszyscy panowie i ksiądz (szkoda, że nie ma księdza Zbigniewa - żart). Widoki przepiękne, dochodzimy do bardziej naturalnego lasu i tam w zagrodach są żubry, koniki polskie, daniele i dziki.
          Kończymy zwiedzanie i jedziemy do Turska po kartony z książkami, jest godzina 14.00. Edwin ładuje książkami swój samochód. Żegnamy się z naszymi gospodarzami księdzem Janem i Jolą. Dziękujemy im za prawdziwie polską gościnność i pokazanie nam tylu pięknych i atrakcyjnych miejsc. Jest godzina 14.30.
          Przyjeżdżamy do Rogalina o 15.20 - charakterystyczny półkolisty kształt zamku, rezydencja Raczyńskich. W skrzydle po prawej stronie portrety rodzinne począwszy od XVI wieku. Osobna ekspozycja poświęcona jest ostatniemu prezydentowi Rzeczpospolitej Edwardowi Raczyńskiemu. Został wiernie odtworzony jego gabinet w Londynie (porównanie ze zdjęciem), w gablotach dokumenty, odznaczenia, zdjęcia z pogrzebu w 1993 roku.
          Skrzydło po lewej stronie - powozownia. Piękne bryczki, powozy i karety, ale zdjęcia nie można zrobić. Chociaż siostrze Irenie udaje się zyskać zezwolenie na jedno zdjęci,e więc szybko ustawia się przy beżowej karecie, później okazuje się, że to kareta ślubna - fajne zestawienie.
          Obok jest galeria obrazów - zebrane przez rodzinę Raczyńskich. Stanowią piękną kolekcję pięknych dzieł polskich i zagranicznych malarzy, radość dla oczu.
          I wreszcie słynne rogalińskie dęby. Trzeba dość daleko odejść od zamku, aby zobaczyć Lecha, Czecha i Rusa. Najbardziej krzepki jest Rus, Czech już chyba usycha.
          Chcieliśmy już wejść do stojącego na wzgórzu kościoła lecz jest już późno i drzwi są zamknięte.
          Wyjeżdżamy już teraz prosto do domu. Była myśl o zatrzymaniu się w Mosinie na lody - nie wyszło. Za Poznaniem na stacji nie było kawy, a w Obornikach już nie warto było tracić czasu (im bliżej domu, tym szybciej chce się w nim być). Więc tylko ogólne do widzenia i z Bogiem.

Do przyszłego roku.

Elżbieta Żydowicz


PS.
Uczestnicy pielgrzymki Biblioteki Parafialnej do Kalisza w dniach 11-13.08.2006 r. dokonali wpisu pamiątkowego do ilustrowanego przewodnika po Kaliszu pt. "Kalisz" autorstwa Władysława Kościelniaka (numer inwentarzowy w Bibliotece Parafialnej 11 324).